Pandemia. Handlowy krajobraz po bitwie.

Wydaje się, że aktualne zamknięcie, które zostanie prawdopodobnie w ciągu kilkunastu dni odwołane będzie już ostatnim.

Oznacza to, że sieci handlowe będą mogły na dobre rozpocząć wyprzedaż towaru zimowego i sprzedaż nowej, już wiosennej kolekcji.

Jednakże sytuacja ekonomiczna i finansowa w jakich przyjdzie im działać będzie zasadniczo inna niż na początku wiosennego sezonu w roku ubiegłym.

Kilka lat temu jedna z dużych sieci, posiadająca kilkaset sklepów podjęła starania o przejęcie innej, kilkudziesięciosklepowej sieci.

Mniejsza marka, będąca wówczas na fali dość agresywnego rozwoju, nie była zainteresowana fuzją i finalnie do transakcji nie doszło.

Dzisiaj owa duża sieć nie ma już żadnego potencjału do inicjowania jakichkolwiek fuzji czy przejęć i w zasadzie walczy o przetrwanie. Mała sieć zaś marzy o tym, żeby znalazł się ktokolwiek zainteresowany kupnem, inaczej prawdopodobnie w ciągu kilku miesięcy zniknie z mapy handlowej.

Oczywiście głównymi czynnikami kłopotów obu firm były błędy wewnętrzne. Ale pandemia radykalnie zatrzymała wszystkie programy naprawcze czy restrukturyzacyjne, finalnie dobijając zagrożone biznesy.

Niestety znaczna większość firm handlowych weszła w rok 2021 ze złą sytuacją finansową, która dodatkowo uległa pogorszeniu na skutek utraty przychodów oraz zamrożenia pieniądza w niesprzedanym towarze z sezonu zimowego.

W efekcie finansowanie nowych wiosennych dostaw stało się bardzo trudne. Środków własnych brakuje, natomiast pozyskanie istotnego finansowania zewnętrznego jest prawie nierealne.

Przy bardzo ograniczonym potencjale finansowym zakupy nowego sezonu są zazwyczaj ograniczane do minimum. Problem polega jednak na tym, że zmiany, wprowadzane pod presją powodują błędy w polityce zakupów i cen. W rezultacie sprzedaż wiosenna będzie dużo słabsza niż w okresie porównywalnym, z uwagi na brak optymalnego zatowarowania sklepów.

Pojawia się zatem trudna do przezwyciężenia spirala – nie kupuję bo nie mam pieniędzy, nie mam pieniędzy bo nie kupiłem (i nie sprzedałem).

Wyrwanie się z tej spirali wymaga bardzo kunsztownego podejścia do planowania oferty towarowej.

W przypadku, gdy sieć nie oferuje optymalnej oferty, nie ma znaczenia czy sprzedajemy poprzez sieć tradycyjną czy on-line.

E-commerce nie zawiera w sobie żadnej dodatkowej magii, ponadto, że oferuje inny sposób dostawy. Jeżeli nie mam właściwego wyboru w kanale tradycyjnym, nie mam go również w sklepie internetowym.

Dlatego na wzrost handlu on-line należy patrzeć selektywnie. Z jednej strony największe sieci, wciąż zachowujące możliwości budowy właściwej oferty, utrzymają poziom sprzedaży w sklepach oraz prawdopodobnie zwiększą porównywalną sprzedaż internetową.

Z drugiej strony dalszy rozwój będą przeżywać platformy multiproduktowe, oferujące z uwagi na dużą liczbę sprzedawców, największy możliwy wybór towarów.

Rynek sieci handlowych wyjdzie z pandemii z ogromnymi stratami, znacznie osłabiony finansowo. To spowoduje, że siła konkurencyjna obecnych firm będzie dużo słabsza.

Istniejące dotychczas bariery wejścia nowych podmiotów na rynek praktycznie zniknęły. Już w tej chwili prowadzone są projekty wejścia przez kilku dużych graczy z Europy Zachodniej oraz z Dalekiego Wschodu. Zwłaszcza ten ostatni region stanie się znacznie bardziej aktywny w Polsce zarówno w kanale tradycyjnym jak i internetowym.

Największy, światowy e-market jakim jest Alibaba już zapowiedział aktywne pojawienie się na naszym rynku.

Zdecydowanie za kilkanaście miesięcy handlowy krajobraz konkurencyjny będzie już wyglądał zupełnie inaczej.

Leave a Comment

Shopping Cart